Lublin - miasto, które zniechęciło mnie do siebie na 'wejściu'. Porannym przyjazdem i chodzeniem pod górkę na miejsce pracy i do hotelu. Z drugiej strony jest to miejsce dziwne - po Warszawie i Wrocławiu wszystko może wydawać się takie. Nie jechałam tylko ich trolejbusem. Biletomaty w pojazdach są na monety(!!!), ostrzegam. Ale te na chodniku obsługują już kartę, choć nie znajdują się na każdym przystanku. Masa pomników, dużo banków i kebabów ;] aaa i sklepów monopolowych, ale te akurat były potrzebne bo można kupić papierosy.
Dzień pierwszy, przyjazd i do pracy. Co z tego, że przyjechałam pół godziny temu z Wrocławia, że jest 7 rano i chętnie bym sobie jeszcze dospała, że musiałam iść pod górkę z całymi bagażami przez kolejne pół godziny, że jestem głodna , że się boje jak zareaguje na mnie ekipa, że .... sporo tego było, teraz się z tego śmieje pod nosem. Dotarcie się z chłopakami zajęło mi jeden dzień, chamstwo i prostactwo to mało powiedziane na to co się dzieje na budowach ;) trzeba jeszcze dodać pijaństwo, zboczone teksty, przekleństwa, narzekanie i krzyki. Z drugiej strony nie rozmawia się o polityce, skomplikowanych tematach i nudnych rzeczach. Musiałam zaniżyć swój poziom, ale i tak uważam to za rozwijanie się w jakimś tam niekoniecznie dobrym kierunku.
Jako że kolejne dni były do siebie podobne nie będę ich opisywać. Chętnie bym przytoczyła jakąś anegdotkę chłopaków ale nie wiem czy nie dostane za to po łbie jak się któryś dowie a i cytowanie przekleństw nikomu raczej nie musi się podobać.
Po majowym weekendzie trza będzie tam powrócić, mam tylko nadzieję, że będzie czyściej ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz